Nurkowanie - Turcja - Kas, Kalkan, Kekova » Best Divers
Zainteresowany ofertą?
Zadzwoń na naszą infolinię:
601 321 557
Zamów bezpłatną rozmowę

Nurkowanie – Turcja – Kas, Kalkan, Kekova

Ileż to wyobrażeń mamy o tym kraju wcześniej tam nie będąc. Z czym porównać to miejsce? Z Egiptem, z Tunezją, a może z Maltą. Kto wie może bardziej z ucywilizowanym krajem z Europy. Jak będą nastawieni tamtejsi autochtoni do gości przybywających z różnych części świata, a w szczególności do Polaków. Czy spodziewać się wrogich spojrzeń i niepewnych chwil podobnie jak w krajach arabskich czy raczej spokojnie spędzonych wczasów?

English version gb

 

 

 

 

 

>Tu film w wersji HD<

 

Ja, obstawiam podobieństwa do Egiptu, a tymczasem ...

Dwutygodniowa wyprawa w lipcu 2002 roku zaznaczyła w mojej świadomości z grubsza odmienny  wcześniejszych wyobrażeń. Bynajmniej nie był to pierwszy raz, kiedy wizytowałem ten kraj, ale dopiero teraz uświadomiłem sobie, jak bardzo poszczególne regiony Turcji różnią się od siebie. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że Turcja graniczy z kilkoma, jakże egzotycznymi dla Polaków, krajami to rzeczywiście uświadomimy sobie, że kraj ten może mieć wpływ wielu narodowości.

 

 Podobne odczucia przekazał mi zresztą nasz opiekun i właściciel centrum nurkowego Apollo Diving stwierdzając nawet, że obywatele z niektórych części Turcji są wręcz nie do zniesienia w swojej ciemnocie i zacofaniu. Natomiast z innych regionów zachowaniem przypominają Europejczyków.
Małe turystyczne miejscowości Kas, Kalkan i Kekova w najbardziej wysuniętej części stałego lądu Turcji w stronę południa były tyleż urokliwe co dziewicze dla Polaków.

Z relacji tamtejszych mieszkańców wynika, że nie wielu Polaków dociera w to przepiękne miejsce, a nurkowanie w tych okolicach może być zupełnie dla nich nie znane. Byliśmy pierwszymi Polakami, którzy nurkowali razem z „Apollo Diving" - tureckim centrum nurkowym organizującym głównie tygodniowe bądź dwutygodniowe safari nurkowe po tamtejszych okolicach.

 

Apollo posiada łódź tzw. daily safari. Pływaliśmy wynajętą za jego pośrednictwem na komfortowo wyposażoną łodzią żaglowo-motorową Samuraj III. Na nurkowania mieliśmy udostępnioną oddzielną łódź przystosowaną wyłącznie do transportu nurków.

Kompresor, zapasowy sprzęt nurkowy, butle, tlen w razie potrzeby, odpowiedni podest z drabinkami na rufie łodzi, zawsze słodka woda w beczkach do przepłukania sprzętu i kilka innych udogodnień sprawiały, że wszyscy nurkowie tj. starzy wyjadacze i Ci początkujący, czuli się na prawdę dobrze. Po nurkowaniu przesiadaliśmy się na nasz pływający „hotel" i tam prowadziliśmy można by to nazwać „high life".

 

Trzy posiłki dziennie i - o dziwo!  - ja, stary ‘kiełbasojad' (bez mięsa nie ma życia) przez dwa tygodnie dostałem może 4-5 razy mięso do posiłku, a zwykle serwowane były nam wspaniale smakujące potrawy kuchni tureckiej w wykonaniu przez załogę Apollo, które nie zawierały ani tyci mięsiwa. Muszę przyznać, że taka dieta mi się bardzo spodobała, szczególnie na upalne dni, a ja przekonałem się , że życie bez kiełbasy też może być smaczne. Co by nie mówić posiłki były wyśmienite i obfite.

 

Kajuty przeciętne -  każda z łazienką i toaletą. Koszty? Okazuje się, że na miejscu wcale nie jest tak drogo. Cały serwis nurkowy łącznie z wyżywieniem kosztował około 750 EUR za dwa tygodnie i jest to, trzeba przyznać dość atrakcyjna cena gdyby nie koszt biletu lotniczego, który wahał się od 290 do 390 USD w zależności od dnia przelotu i klasyfikacji samolotu na charter czy liniowy.

 

Apollo ma kilkuletnie doświadczenie w pływaniu z nurkami różnych narodowości. Pracował przez dłużyszy okres w Egipcie na safari. Ze współpracy z tamtejszym centrum nurkowym zostało mu to, że od czasu do czasu organizuje grypy nurkowe z Turcji do Egiptu właśnie na tą łódź na której nauczył się poprawnego, wysokiej klasy serwisu gości z zagranicy, a sam prowadzi całkiem dochodowy interes.

 

Pamiętam, jak któregoś dnia zgrzeszyłem podczas mojego urlopu i wytężyłem szare komórki z kolegą podczas dłuższego postoju w jednej z zatok w okolicach Kalkan. Obliczyliśmy, że po 3 latach, a zakładając roczny błąd, to po 4 latach, Apollo jest w stanie kupić następną łódź klasy, na jakiej spędziliśmy nasze wakacje. Nasza łódź, Samuraj III, mierzyła około 30 metrów. Kajut było dla 16 osób, więc nasza czternastoosobowa grupa miała idealne warunki do koegzystencji. Jedno, co może zadziwić Polaka to ograniczenie we wnoszeniu wszelkiego rodzaju napojów, nie ważne czy alkoholowych czy bezalkoholowych na teren hotelu, a Samuraj III takim był.

 

 

Kilka informacji o miejscach nurkowych tamtych okolic.

Przez dwa tygodnie zdołałem zrobić 25 nurkowań. Niektóre z nich były bardzo udane i fascynujące, a niektóre zupełnie liche jak to się zdarza każdemu z nas.

Okolice, w których spędziliśmy wakacje, można podzielić na trzy regiony tj. Kas - malownicze miasteczko żyjące z turystyki z wieloma hotelami, pensjonatami, restauracjami i pubami. Kalkan, odległe zaledwie 25 kilometrów od Kas przedstawia także urokliwe, typowo śródziemnomorskie klimaty miasteczkowe. Tam spędziliśmy stosunkowo najmniej czasu pod wodą gdyż zerwał się uciążliwy wiatr i nie mogliśmy wypłynąć, na niektóre miejsca nurkowe. Ostatnie miejsce, które zwiedziliśmy to okolice wyspy Kekova z niepowtarzalnym zatopionym miastem, które około 2000 lat temu zostało zalane w wyniku trzęsienia ziemi. Nurkować tam niestety nie można bo ciągle trwają prace podwodne, ba !  Nie można nawet zatrzymać się jachtem nad zatopionym miastem. Można, co najwyżej przepłynąć nad nim i porobić kilka fotografii. Czytając turecki przewodnik po miejscach nurkowych doszedłem do wniosku, że miejscowe przepisy, co do nurkowania ciągle się zmieniają gdyż jeszcze w 2001 roku turyści mogli pływać nad zatopionym miastem w abc i robić zdjęcia z powierzchni wody. Teraz jest to już zabronione. Z drugiej strony odwiedziliśmy kilka miejsc nurkowych gdzie jeszcze w zeszłym roku nie można było nurkować ponieważ były to miejsca zabronione dla wszelkiej działalności turystycznej.

 

Kas (czyt. kasz) - to najbardziej rozwinięte turystycznie miasteczko w tej części Turcji. Trzeba przyznać, że okolice Kas są też najciekawsze pod względem nurkowym.

 

Na początku mojej opowieści o nurkowaniu w Turcji w miejscu, które znajduje się na zachód od Tureckiego lazurowego wybrzeża chciałbym zaznaczyć, że jeśli ktoś liczy na zobaczenie wspaniałej flory, jaką można spotkać w Chorwacji czy północnej części Włoch to mocno się rozczaruje. Nie spotkamy tu tak licznie występujących w Adriatyku gorgoni żółtych czy czerwonych. Gąbki, żachwy, wieloszczety, ukwiały są tu prawdziwą rzadkością. Głównie widuje się głównie nagie skały porośnięte mniej lub bardziej ubogimi porostami w kolorze czarnym lub szaro-brązowym. Miejsc kolorowych było wybitnie mało.

 

 

Za to fauna jest całkiem zaskakująca jak na basen Morza Śródziemnego. Licznie występują tu barakudy, widziałem też kilka razy żółwie w kilku gatunkach. Widuje się tu też foki (istotnie raz przypłynęła!). Co więcej, można tu także spotkać rekiny rafowe. Aby je zobaczyć trzeba mieć wiele szczęścia, ale szansa jest. Osobiście największym zaskoczeniem dla mnie było zobaczenie rogatnicy (ang. Triger fish), którą widziałem bardzo często ale w Morzu Czerwonym. Wynika z tego, że zasolenie jest tu dużo większe niż w innych częściach basenu Morza Śródziemnego. Przejrzystość wody standardowa jak na tą część świata, czyli nie spadała poniżej 20 metrów, ale za to była dużo bardziej ciepła niż np. na Malcie, we Włoszech czy w Chorwacji. Przy powierzchni średnia temperatura wody nie spadała poniżej 27 stopni !

 

 

Nurkowania

Pierwsze nurkowanie zrobiliśmy w miejscu „Light house reef". Proste nurkowisko gdzie wykonuje się „check dive". Skały dość gwałtownie opadają w kierunku dna. Na około 17 metrach piach łagodnie opada w stronę dna. Dużo ryb o większych gabarytach zapowiadało obiecująco przyszłe nurkowania. Drugie nurkowanie odbyło się wczesnym popołudniem w miejscu o nazwie „Limanagzi wall". Jest to ściana w zachodniej części zatoki Kas. Jak sama nazwa wskazuje gwałtownie opadające ściany ‘wołają' nurków w otchłań błękitu. Jednak główną atrakcją jest wrak drewnianego jachtu. Nic wielkiego, ale zawsze wrak.

no images were found

 

Na drugi dzień, po integracji polsko-tureckiej Apollo postanowił wziąć nas na nurkowanie w miejsce łatwiejsze, płytsze i bezpieczniejsze. Tak też wygląda „Capa Banko". Miałem wrażenie, tu centra nurkowe przywożą wszystkich początkujących nurków.

 

Kolejne nurkowanie nasz przewodnik ocenił jako najlepsze miejsce nurkowe w tej części morza. Byłem bardzo ciekawy, co to takiego będzie. Nazwa „Canyon" od razu kojarzyła mi się ze słynnym kanionem w Dahab, co powodowało u mnie lekkie wydzielanie adrenaliny. Nie zawiodłem się. Miejsce rzeczywiście było jednym z lepszych podczas całej naszej wyprawy. Na głębokości 3 metry zaczyna się kanion opadający do głębokości około 23 metrów. Jest to raczej klin w skale, ale tak to miejsce tu nazywają. Jest to raj dla amatorów fotografii szerokokątnej. Malowniczo idealnie pionowo opadające skały w głąb morza zostawią niezatarty ślad piękna nurkowania na wiele lat. Co więcej odpływając około 30 metrów od kanionu zobaczyć można pozostałości wraku transportowca , który zatonął w tym miejscu w latach pięćdziesiątych. Wrak w najgłębszym miejscu leży na 40 metrach i jest jednym z lepszych atrakcji w okolicy Kas.

 

 

 

Dla osób lubiących nurkowania na wrakach miejsce to jest godne polecenia. Ci, którzy nie lubią wraków też będą zadowoleni ze względu na niezwykły układ skał podwodnych. Wrak rozbił się o wystające skały, które razem tworzą kilka wysepek o nazwie „Heybeli Islands". Część wraku leży na płytszej wodzie jednak zdecydowanie ciekawsza bryła jest głębiej. Zupełnie nie mam pojęcia, dlaczego to miejsce było obwarowane zakazem nurkowania jeszcze do listopada 2001 roku. Był to zupełny bezsens, co potwierdza nam także nasz przewodnik.

 

 

Kolejne nurkowanie było nocnym. Miejsce o nazwie „Hidayet Bay". Jacht stał na kotwicy, a kilka osób  z grupy sprawdziło co w trawie piszczy poniżej kadłuba. Tu znowu odkryłem nieco inną faunę w porównaniu z tym, co widziałem w zachodniej części Morza Śródziemnego. Można tu z łatwością wypatrzyć igliczne i raki łopaciarze z charakterystycznymi łopatkami zamiast szczypc. To był mój pierwszy raz, kiedy zobaczyłem taki rodzaj raka, zatem stawałem na głowie, aby zrobić doskonałe zdjęcie. Nurkowanie nocne różni się też tym, że spotkamy w tych okolicach ośmiornice nakrapianą. Mureny są tu także inne. Jest ich nie wiele ale wyglądają jak z te z okolic bardziej słonych mórz. Jak sama nazwa nurkowiska wskazuje pływaliśmy w zatoce. Tylko przy brzegu skały opadały dość ostro do głębokości około 20 metrów. Potem już tylko piach i posidonie.

 

 

Kolejne nurkowanie miało przynieść nam ciekawe przeżycie w postaci pływających całymi stadami, jak je tu zwą „flying fish" ,a chodzi o kurka pręgopłetwego czy też bardziej znanego z angielskiej nazwy Flying Gurnard'a. Istotnie  w tym miejscu występują one w większych ilościach, ale ważne jest to aby nurkować ze wschodniej części rafy gdyż od zachodniej części możemy mieć problemy z zobaczeniem czegokolwiek. Na tym nurkowisku głębiej widuje się całkiem pokaźne okazy strzępieli, a dla fotografów ciekawostką będzie duża ilość fioletowych ślimaków nagoskrzelnych.

„Kovan Islands" to miejsce nurkowe gdzie drugi raz bym się nudził. Ściana idealnie pionowa opada do 20 metrów, dalej piach. Jedyna ciekawostką tego nurkowiska było duże aby nie powiedzieć bardzo duże skupisko największych małż Morza Śródziemnego - „pinna nobilis" czyli popularnie zwanych szołdr.

 

 

Po drodze do miejscowości Kalkan zatrzymaliśmy się na nurkowanie przy wyspie „Gurmenli Island". To właśnie w tym miejscu nasz przewodnik widział kilka razy White tip reef shark - rekiny z białą końcówką płetwy grzbietowej. Na moje oko oceniałem to miejsce na jedno z takich, które istotnie może być jednym z lepszych. Wyspa na środku morza z rafą łagodnie opadającą w kierunku stałego lądu i do tego silny prąd. Tymczasem nie było nic prócz kilku strzępieli i niezliczonej ilości ślimaków nagoskrzelnych. Może po prostu nie było mi dane zobaczyć rekina tym razem. Nurkowaliśmy też z drugiej strony tej samej wyspy. Życia nie specjalnie mogłem się dopatrzyć ale w tym miejscu skały szczególnie na płytszej części dna maja tak niesamowite, wręcz fantastyczne kształty, że przyznaje, iż było to dość atrakcyjne nurkowanie. Lekko zawiedzeni, bo przecież rekina nie było, płyniemy naszym luksusowym jachtem dalej.

 

 

 W końcu dobrnęliśmy do okolic miasta Kalkan. Po zwiedzeniu malowniczego miasteczka gdzie charakterystyczną częścią jest mocno zniszczony falochron z podmytą latarnią przez sztormy szalejące  rok temu płyniemy na wyspę „Catal island" na środku morza. Wysepka bardzo przypomina kształtem i wyglądem tą jaka widuje się w Chorwacji w Parku narodowym Kornati jednak pod wodą nie było absolutnie nic. Oczywiście kilka rybek zawsze się zjawiło, ale generalnie w skali od 1 do 10 oceniłbym to miejsce na 1.

 

 

Zerwał się silny wiatr co uniemożliwiło nam nurkowanie w ciekawszych miejscach tej okolicy. Zakotwiczyliśmy po kilku nie udanych próbach w „Firnaz Koyu Bay". Tu zobaczyłem jedno z bardziej dziwacznych zjawisk atmosferycznych. Wiało jak diabli z zachodu. Zatoka odgrodzona jest od zachodniego wiatru wysoką górą na około 1000 metrów. Każdy marynarz czy bardziej czy mniej doświadczony ze 100% pewnością stwierdziłby, że ta zatoka jest idealna, aby schować się przed zachodnim wiatrem właśnie tu. Tymczasem wiatr spadał z ogromną prędkością ze zbocza góry i uderzał 3 metry od brzegu w morze z taką siłą, że prawie można było wypatrzyć jak morze ugina się pod naciskiem ogromnych mas spadającego powietrza.

 

 

Udało nam się znaleźć miejsce za wystającą skałą, co było naszą ostatnia szansą aby zostać w tym miejscu. W przeciwnym razie kapitan podjąłby decyzje powrotu do Kas. W tej zatoce robiliśmy nurkowanie nocne. Jednak z powodu silnego wiatru falowanie było odczuwalne dość głęboko, co było przyczyną delikatnie mówiąc bezrybia. Jedyną atrakcją były małe groty w skale, za którą stał nasz jacht, a wpływanie do nich w nocy dodawało iskierki emocji.

 

 

Kolejny dzień, kolejne atrakcje. Dzień zaczął się nie najlepszym nurkowaniem. Owe nurkowanie zrobiliśmy na przedłużeniu wschodniego wybrzeża miejscowości Kalkan. Ochrzciliśmy to miejsce „Amfora Kibel Reef". W rzeczy samej amfor było tu wiele, ale po za nimi wiele śmieci. Amfory są tu mocno powrastane w skałę. Jak ktoś myśli zatem że będzie mógł sobie coś wyciągnąć to się mocno myli. Dość ciekawa formacja skalna.

 

 

 

Na przedłużeniu tego nurkowiska jest zgoła inna rzeczywistość. Prawdziwe ‘Wall Diving'  w miejscu o nazwie „Kalkan Burnn". Wyskoczyliśmy z łodzi w ‘biegu' jak robi się podczas nurkowania  z prądem. Było to około 100 metrów od brzegu. Zanurzenie i oczom naszym ukazała się przepiękna ściana opadająca do około 70 metrów głębokości . Z czterdziestu metrów było widać dno, które było pod nami jeszcze jakieś drugie tyle. W ścianie niezliczone ilości zakamarków i dziur, nawet małych grot. Nie wypatrzyłem w nich tak wiele życia jak w Chorwacji, ale w tym miejscu zobaczyłem rogatnice. Typową rybę Morza Czerwonego.

 

 

Kolejne nurkowisko miało przynieść nam znów wiele emocji. Wrak „Dutch of York". Na wysokości miejscowości Kalkan, ale daleko w morze, jest zdradliwa podwodna skała, na którą w 1958 roku wpłynął angielski statek. Statek rozpadł się na dwie części. Dziób leży od 40 do 70 metrów głębokości. W samym dziobie wraku zobaczyć można niespotykanie duże strzępiele. Bardzo dobrze zachowana kotwica, która dokładnie znajduje się na 60 metrach. Jednak zdecydowanie bezpieczniejsza część wraku leży po drugiej stronie skały, a wrak spoczywa na głębokości do 20 metrow - bardzo dużo ryb. Tu obserwowaliśmy polujące fistulki czy też ang. Needle fish. Płytsza jego część jest odcięta od dziobu w ardzo specyficzny sposób. W drugiej części nurkowania, na mniejszej głębokości zobaczyliśmy żółwia, na którego nasz przewodnik się dosłownie rzucił. Byłem mocno zaskoczony tym jak traktuje morskie zwierzęta. Później okazało się, że robił wszystko abym miał dobre zdjęcie. Nie pochwalam takich metod, ale zdjęcie żółwia wyszło rzeczywiście dobrze.

 

 

 

Nurkowanie w tym miejscu jest trudne i wymaga idealnej pogody. Najmniejsza fala powoduje kłopoty z zacumowaniem jachtu, a prąd powierzchniowy potrafi mocno wymęczyć nawet wytrawnych nurków. Warto dodać, iż to nurkowisko także należało do miejsc zakazanych jeszcze rok wcześniej. Mogę powiedzieć, że mieliśmy dużo szczęścia, iż udało się nam zanurkować w tym miejscu, bo jeszcze dwie doby wcześniej wiał tu taki wiatr, że nie było nawet, o czym marzyć, a wrak jest godny obejrzenia gdyż robi niezapomniane wrażenie.

Powoli wracamy w okolice Kas. Po drodze nurkujemy na jednym z miejsc na środku morza. Dość powszechna nazwa w każdej części świata bo „Panorama Reef" dała nam nadzieję, że zobaczymy znowu jakieś wspaniałe miejsce.  Jest to wypłycenie oznaczone boją żeglugową. Miejsce dość ciekawe, nie ze względu na ukształtowanie dna, ale w tym miejscu widuje się dużo ryb. Wspaniałe stado barakud i niezliczona ilość strzepieli było wystarczającym powodem aby dobrze utkwiło mi ono w pamięci, a takiej ilości igliczni widywałem tylko na płytkich wodach raf Morza Czerwonego.

 

 

Kolejne miejsce, także przy podwodnej skale, było zupełnie odmienne od pierwszego nurkowanie tego dnia. „Kaptanoglu Reef jest nurkowiskiem, które z niezrozumiałych powodów nie pokazało nam żadnej ciekawej ryby mimo, że jest to z dala od brzegu. Apollo był mocno zdegustowany gdyż wcześniej widywał tu wiele ciekawych stworzeń morskich, okazuje się , że ryby mają też swoje kaprysy i raz można je zobaczyć, a raz nie.

 

 

 

Jednak miejsce zwane „Neptun reef" już w okolicy Kas było dla nas najciekawszym pod względem ilości zobaczonych ryb. Wspaniałe stada amareli (ang. Sea bream) pozujące do zdjęcia jak nigdy dotąd w moim życiu. Kurki pręgopłetwe, strzępiele, rogatnice, mocno wybarwione na czerwono skorpeny, ośmiornice. To wszystko spowodowało jakbym czuł się przez chwilę w zupełnie innym morzu. Niedaleko od poprzedniego miejsca jest inne nurkowisko ciekawe ze względu na szkielet wraku. Jacht podobnego do tego na którym  pływaliśmy już dobre dziesięć dni. Nurkowanie wokół malutkiej wyspy „Gwercin island" jest dość monotonne. Tu przypływają już całe rzesze nurków z Kas na jednodniowe wypady i gdyby nie wrak to nie byłoby tu wiele atrakcji. Nie mniej jednak przed wejściem do wody nasz przewodnik powiedział nam, że dziś na pewno zobaczymy rekina. Nie braliśmy sobie tego zbytnio do serca po jego wcześniejszych obietnicach, ale okazało się, ze pod koniec tego nurkowania oczom naszym ukazał się siedzący na skale biały rekin. Myślę ,że nie wszyscy od razu zorientowali sie, że był to wyrzeźbiony z bielusieńkiego marmuru posąg rekina. Lokalni nurkowie zatopili go dla celów turystycznych tak, więc wyjaśniło się, dlaczego nad nami pływało tyle łodzi nurkowych. Jeszcze tylko fotografia pamiątkowa, kotwica do góry i płyniemy dalej. Następne dni miały ukazać nam piękno zatopionego miasta w okolicy Kekova.

 

 

Po nocnym przystanku w porcie Kas wyruszamy w stronę, która ze zdjęć w albumach wygląda imponująco pięknie. Apollo od samego początku podkreślał, że region Kekova jest jednym z najpiękniejszych miejsc na wybrzeżu Turcji.

 

Po drodze zatrzymujemy się w malowniczo położonej zatoce „Ironou Bay". Cóż się okazało. Przypłynęło tu ogromne stado młodych barakud, które pływało pod naszym jachtem, że nawet nie trzeba było zakładać sprzętu do nurkowania, aby podziwiać te majestatyczne ryby. W zatoce odkryłem też małą grotę na wysokości poziomu morza. Z początku odwiedziłem ją tylko w abc ale gdy stwierdziłem że występują tam rzadkie okazy ryb jaskiniowych, których nie widziałem przedtem nigdy, a nad głową ‘świergały' mi nietoperze postanowiłem założyć jacket i odwiedzić to miejsce z bratem Apollo wyłącznie w celu zrobienia kilku zdjęć atrakcyjnie wyglądającym rybom. Musze przyznać, że nie znalazłem opisu tego gatunku ryby w żadnym z katalogów,które przeglądałem. Rybka bardziej przypomina żałobniczke popularnie widzianą w akwariach domowych. Bardzo ciekawska. Tak, więc mogłem je sfotografować z odległości 30 cm bez większego trudu. Nocne nurkowanie w tej zatoce było nieporozumieniem. Nuda i strata czasu.

 

 

 

Następny dzień. Zwiedzamy miejsca w okolicy Kekova. Miejsce, które zrobiło na mnie duże wrażenie. Świadomość tego, że po de mną jest zatopione miasto, które około 2000 lat wcześniej wystawało nad poziom morza i tętniło życiem trzeba przyznać dociera do najdalszych zakamarków wyobraźni. Nie można tu nurkować, ale okolica jest fascynująca ze względu na atrakcje architektury zamierzchłych czasów.

 

Nasze przedostatnie nurkowanie „Big Blue Caves". To było to! Najbardziej ekscytujące nurkowanie na tym wyjeździe. Musze przyznać, że podziwiałem naszego przewodnika, że zdecydował się wziąć całą naszą grupę. Nie wszyscy mieli duże doświadczenie. Nurkowanie polegało na opadnięciu w toni do około 20 metrów głębokości. Tam zaczynała się podwodna ściana, która opadała do 43 metrów i właśnie na tej głębokości było ogromne wejście do jaskini. Grupa ponad dziesięciu nurków wpływająca do jaskini na głębokości 40 metrów jest dość rzadkim widokiem, dlatego zacząłem się lekko denerwować czy jest to dobra decyzja Apollo. Dałem mu znak do odwrotu. Wejście było potężne co dotarło do mnie dopiero po obejrzeniu zdjęć, które tam wykonywałem.

Korytarz jaskini ciągnął się w głąb lądu niczym sztolnia starej kopalni, ale cóż, nie tym razem. Już myślałem, że to wszystkie atrakcje. Zacząłem po wyjściu z jaskini wynurzać się do głębokości około 30 metrów. Byłem mocno zdziwiony gdy zobaczyłem, że nasz przewodnik płynie na głębokości 35 metrów w inne miejsce tej samej ściany. Okazało się ,że po przepłynięciu około 50 metrów było następne wejście do jaskini, równie głęboko. Wpływało się do jaskini na głębokości 40 metrów, a następnie szerokim kominem wszyscy wypłynęli do góry. Wyjście było na 23 metrach. To nurkowanie pokazało, co niektórym uczestnikom, że azot i narkoza azotowa jednak istnieje podobnie jak funkcje przystanków dekompresyjnych w komputerach nurkowych.

 

 

Ostatnie nurkowanie na tym wyjeździe było zaskoczeniem nawet dla naszego przewodnika gdyż nigdy nie spotkał go tu taki silny prąd. „Sari Ot Wall" jest miejscem nurkowym pomiędzy Kekova , a Kas gdzie można robić pierwsze nurkowanie w dniu gdyż wspaniałe, pionowe skały opadają do głębokości 50 metrów. Podejrzewam, że widuje się tu ciekawe okazy ryb. Być może, dlatego, że prąd był tym razem z innej strony nie widzieliśmy tu specjalnie wspaniałej fauny. Nie mniej jednak jak na ostatnie nurkowanie tego wyjazdu było to miłe zakończenie.

 

 

Mimo wrażenia, że nie wiele życia można zobaczyć w tych okolicach pod wodą wyjazd zostawił niezatarte widoki, a myślę, że nie była to ostatnia wyprawa do tego kraju gdyż od właściciela jachtu dowiedziałem się, że jest jeszcze jedno ciekawe miejsce w Turcji z 236 wrakami !!!, a mowa o okolicach Canakkale (wschodnia część Turcji, prawie na wysokości Istambułu, niedaleko ujścia Marmara Sea). Wiem, że w niektórych okresach przejrzystość wody nie jest tam zbyt dobra, ale rozmawiając z Apollo dowiedziałem się, że swój jacht jest w stanie udostępnić na wyprawę w tamte okolice w kwietniu lub październiku. Po pierwsze, że przejrzystość wody może być tam wówczas najlepsza, a po drugie, ze mimo wszystko w szczycie sezonu żyje z nurków, których wozi w okolicach Kas.

 

 

Z jego centrum nurkowym można wybrać także inną opcje wakacji , a mianowicie dwutygodniowe safari nurkowe płynąc z Antalyi do Kas. Jest tam także dużo wraków, atrakcji turystycznych na lądzie i pod wodą tak więc kto wie może następnym razem ...

 

 

 

 

Tekst i zdjęcia : Rudi Stankiewicz

GALERIA

 

 

Masz pytania?

Wystarczy, że do nas napiszesz lub zadzwonisz:
Bestdivers@bestdivers.pl
Tel. (+48) 601321557 / (+48) 698529073