Wyspa Busuanga (zatoka wraków – Coron) » Best Divers
Zainteresowany ofertą?
Zadzwoń na naszą infolinię:
601 321 557
Zamów bezpłatną rozmowę

Wyspa Busuanga (zatoka wraków – Coron)

Ponad 7300 wysp, przejrzystość wody od 5 do 40 metrów, realne zagrożenie spotkania z piratami XXI wieku, możliwość nurkowania z rekinami wielorybimi, z rekinami kosogonami, z mantami, wraki, światowej klasy nurkowiska, nie odkryte wyspy, które czasami nawet nie mają nazw. Gdzie pojechać, co wybrać tym razem? 

Kierując się wyborem staram się tak dobrać miejsca, aby każdy nurek znalazł zawsze coś dla siebie.

 

Maj 2008 roku miał dostarczyć ogromnych wrażeń. Taki był główny cel kolejnego wyjazdu. Decyzja padła na wyspy Bohol i Busuanga.


 

Wyprawa była przygotowywana od października 2007. Dużo zawiłości logistycznych sprawiało, że problemy z wyjazdem mnożyły się niczym mole w starej szafie. Jakże byłem zadowolony i pełen entuzjazmu, gdy wreszcie łącznie z całą grupą, w sumie 20 osób, dotarłem do miejsca docelowego i zderzyłem się z niezłym kawałkiem historii i niesamowitej przygody.

 

Głównym celem była Zatoka Coron gdzie leży kilkanaście wraków z czasów II Wojny Światowej. Przyznam szczerze. Nie sądziłem, że nurkowania mogą być tam tak ekscytujące.


 

TarsjeryDługi lot z Warszawy do Manili, który przerabiałem już kilka razy, jak zwykle był męczący. W samolocie linii KLM można natomiast nadrobić spore zaległości w oglądaniu hitów kinowych.

 

Po wylądowaniu, zmęczeni mieliśmy jeszcze trochę drogi przed nami. Niby powoli, ale jednak w podświadomości wizja spóźnienia się na następny lot trzymał wszystkich w napięciu.

 

Z lotniska międzynarodowego gdzie wylądował nasz pierwszy powietrzny „autobus" na lotnisko krajowe jest może 4 km, ale z bagażami nurkowymi na dwa tygodnie zaczyna być to spory problem tak, więc trzeba jechać transportem. Na szczęście są tam dwa do wyboru. Darmowy autobus kursujący miedzy dwoma portami lub płatne taksówki.


 

Lokalny port w Manili zaszokował wszystkich tłokiem. Tłum ludzi sprawiający wrażenie totalnego chaosu jednak powolutku przesuwał się w kierunku stanowisk z odprawą. Jedna kolejka do check-in'u miała kilka odnóg. Nic, więc dziwnego, że odprawa trwała niemalże wieczność.


 

Szczęśliwie wsiadamy do samolotu, popularnych na Filipinach linii Cebu Pacifc, i lecimy na naszą pierwsza wyspę - Bohol. Plan wyjazdu obejmował kilka dni nurkowań na Bohol, powrót na jedną noc do Manili. Drugą część wyjazdu mieliśmy spędzić w okolicach wyspy Busuanga.

 

Filipińskie NemoPo wylądowaniu na lotnisku wyspy Bohol jedziemy do ośrodka. Szybko okazuje się, że nasze dwa ośrodki, w których mieszkaliśmy przez kilka dni znajdowały się na małej wysepce o nazwie Panglao połączonej z Bohol dwoma mostami, a w zasadzie wałami, na których była droga dojazdowa.

 

Wyspa Bohol jest stworzona dla turystów. Ośrodki mniej i bardziej komfortowe z najbardziej znaną plażą Alona Beach dostarczającą wrażeń nawet najbardziej wymagającym turystom. Liczne, bary, restauracje na plaży zachęcają do powrotu. Klika centrów nurkowych także sprawia, że nie ma problemu ze znalezieniem oferty nurkowej. My także, w ramach odczekania po nurkowaniach przed lotem do Manili, wybraliśmy się na wycieczkę, ale o tym później.


 

Nurkowania w okolicach Bohol


 

Nurkuje się tu w Morzu Bohol, zlewni Morza Sulu. Na pierwszy rzut oka, gdy zobaczyłem licznych turystów stwierdziłem, że pod wodą będzie raczej mało zwierzyny.


 

Byłem naprawdę mocno zdziwiony, gdy okazało się, że są tu naprawdę światowej klasy miejsca nurkowe. Nie spotkamy tu dużych zwierząt typu manty, duże rekiny czy wieloryby, ale np. całkiem pokaźne stada jack fish i obfite życie makro.

 

Pierwsze nurkowanie robimy naprzeciwko bazy nurkowej, aby sprawdzić naszą pływalność. Rafa od brzegu powoli opada do głębokości 5-6 metrów, aby nagle pionowa ściana do około 20 metrów pokazała nam swoje prawdziwe oblicze. Nie ma co ukrywać, na House Reef robi się wszystkie tzw. check dives i intro dives, czyli rafa nie jest tu w super stanie, ale dużym zaskoczeniem było dla mnie ogromne pole z węgorzami „garden eals", które w zasadzie zaczynało drugie miejsce nurkowe właśnie o tej nazwie. Tam spotkamy już dużo więcej ryb. Rafa kończy się na 24 metrach, a później w głębiny opada piach. W zasadzie każde nurkowanie przy Alona Beach wygląda podobnie. W tym samym miejscu robiliśmy także kilka dni później nurkowanie nocne. Oczywiście w nocy wygląda to dużo inaczej. Niezliczone organizmy wychodzą ze szczelin skalnych i zakamarków rafy koralowej. Coś, czego nie można zobaczyć za dnia teraz mamy podane jak na talerzu.

 

Jack FishDosyć duże zderzenie z rzeczywistością jest po wyjściu z nurkowania. Praktycznie wychodzimy z nurkowania na nogach lub wyskakujemy z łodzi na płytkiej wodzie i idąc do centrum nurkowego znajdującego się przy plaży mijamy stoliki restauracyjne z klientami jedzącymi dokładnie to samo, co przed chwilą widzieliśmy pod wodą.

 

Ciekawym miejscem nurkowym jest TMS Reef. Płynąc na lewo od House Reef spotykamy zupełnie inny świat. Obfitość ryb dosłownie przytłacza. Duże stada jack fish, przyzwyczajone do widoku nurka ryby ang.batfish lub platax, wspaniałe ogrody koralowe sprawiają, że oceniłem to miejsce bardzo wysoko, mimo, że praktycznie znajduje się naprzeciwko plaży z dużą ilością turystów.


 

Z plaży Alona Beach widać na horyzoncie kilka mniejszych wysepek, dlatego też następnego dnia płyniemy zobaczyć jak wyglądają nurkowania na Wyspie Balicasag.


 

Pierwsze nurkowanie w miejscu zwanym Black Forest ma zupełnie inny charakter od tego przy Bohol. Rafa gwałtownie opada w dół i ciągnie się do kilkudziesięciu metrów. Podobny widok widziałem w Malezji przy wyspie Sipadan. Silny prąd powoduje, ze spotkamy tu urozmaicone życie podwodne. Bogata rafa koralowa, dużo ryb nawet tych większych. Bez problemu spotkamy duże stada Jack Fish, Fusilierów czy Lucjanów. Drugie nurkowanie zrobiliśmy przy tej samej wyspie w miejscu znanym jako Dive Heaven. Tu dno opada jeszcze bardziej pionowo. Jeszcze silniejszy prąd niesie nas jak liście na wietrze przez całe nurkowanie. Ogromna barakuda leniwie przepływa obok nas równie ciekawa nas, jak my jej. Ponownie liczne stado Jack Fish upewnia mnie w przekonaniu, że są to miejsca godne polecenia dla polskiego nurka. Myślałem, że rafa już bardziej pionowo przy tej wyspie nie może opadać, tym czasem w miejscu zwanym Cathedrel Reef pionowe ściany wytworzyły wręcz nawisy skalne, w których było tyle życia, że w zasadzie gdyby nie silny prąd, można by w jednym miejscu stać i przyglądać się organizmom morskim jak kinie typu IMAX. Duża różnorodność fauny, niezliczone ilości ślimaków nagoskrzelnych. Kolory rafy zachwycały wszystkich, a jeszcze do tego szybowanie nad głębokością 100 metrów sprawiało, że nurkowanie było bardzo ekscytujące.


 

Dwa kolejne nurkowania zrobiliśmy przy wyspie Bohol płynąc na lewo około 15 minut od naszej House Reef.

 

Arco Reef i ABC Reef mają w zasadzie podobny charakter i znajdują się tuż obok siebie.

 

Rafa od brzegu ciągnie się maksymalnie na płyciźnie do 10 metrów, a potem gwałtownie opada do około 25 metrów. Dalej w głębiny ciągnie się piasek z nielicznymi małymi wyspami rafowymi.

 

Widok z Aloha BeachW obu tych miejscach spotkamy dużo życia makro łącznie z konikami morskimi, ślimakami, krabami i krewetkami. Nie należy do rzadkości spotkanie z wężem morskim. Różnokolorowe gatunki Frog Fish bez większego wysiłku możemy sami znaleźć, a gdybyśmy nawet przeoczyli, to przewodnik nie nadąża ze wskazywaniem kolejnych sztuk. Wiadomo, jego oko jest już dużo sprawniejsze w wyszukiwaniu tych organizmów.


 

Kilka dni nurkowych minęło. Kolejnego dnia mieliśmy przelot do Manili. Aby nie marnować czasu, a na Filipinach jednak jest co robić, postanowiliśmy zorganizować sobie wycieczkę na okrzyknięte sławą Czekoladowe Wzgórza. Dość długo jechaliśmy busami i cóż okazało się naszym oczom? Mnie osobiście wzgórza nie przypadły jakoś szczególnie do gustu. Kilkadziesiąt wyższych bądź niższych pagórków, które wystają po kilkanaście metrów z dżungli. Pagórki te są pozostałością dawnej rafy koralowej. Nie rosną na nich drzewa ani krzewy tylko specjalny gatunek trawy, który, w odpowiednim okresie wegetacji, przyjmuje kolor brązowy. Stąd nazwa ang. Chockolade Hills.


 

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się przy wiszącym moście nad rzeką, a tuż obok zatrzymaliśmy się w specjalnym miejscu gdzie z bliska można obserwować charakterystyczne małe małpki o nazwie Tarsjer. Małpka nieco większa od pięści dorosłego człowieka z charakterystycznymi wielkimi oczami, które sprawiają, że od razu zdobywają sympatię każdego, kto na nie patrzy. Przetrwały w takiej formie kilka tysięcy lat. Nie należą do bystrych i szybkich zwierząt. Poruszają się z prędkością leniwca. Na bodźcie zewnętrzne typu ciągnięcie za ogon reagują po około pół minuty tak, więc jest to zupełnie bezbronne zwierze, które nie ucieka, nie chowa się i jest zdane w 100% na swoje szczęście lub pecha.


 

Kolejnego dnia lecimy ponownie z lokalnego lotniska, tym razem na wyspę Busuanga. Lecimy już dużo mniejszym samolotem liniami South East Asian Airlines. Lot z Manili trwa niespełna 40 minut. Mały samolot sprawia, że każde wibracje czy turbulencje są odczuwalne dużo mocniej. Tuż przed lądowaniem na Busuanga obserwujemy okolice wyspy z powietrza. Nasuwa się jedno słowo na usta. Raj! Tak pięknych zatok, turkusowej wody, malutkich wysepek, złocistych plaż w dzikich zatokach nie widzi się na co dzień. Lądujemy na malutkim lotnisku. Jedyny fragment betonu w środku dżungli. Lotnisko to słowo dość górnolotnie napisane. Z naszego punktu widzenia dobrym porównaniem byłby dworzec PKS w Pcimiu.


 

Zatoka CoronPo wylądowaniu, naładowaniu się pozytywnymi emocjami czekała nas jeszcze droga lokalnymi taksówkami do portu w miejscowości, Coron. Myślałem, że boję się latać samolotami. Natomiast po przejeździe tymi taksówkami przez dżungle, gdzie nie ma utwardzonej drogi tylko glina, żużel, kałuże, dziury, ostre zakręty, mostki z kilkoma deskami tylko na opony pojazdów i to wszystko w deszczu stwierdziłem, że chyba jednak bardziej ryzykowna była jazda przez wyspę niż lot samolotem. Naturalnie tak ekscytująca podróż (niektórym nawet na dachu taksówki) bardzo się podobała. Nie na co dzień, bowiem mamy okazje podróżować tak jak widuje się na filmach typu Indiana Jones.


 

Po dojechaniu do małej miejscowości Coron dalej płyniemy wodnymi taksówkami na prywatną wyspę Sangat. Rejs trwa około 40 minut między różnymi wysepkami i zatokami. Malowniczo tak, że od aparatów fotograficznych nie mogliśmy się oderwać ani na minutę.


 

Dopływamy wreszcie do jedynego ośrodka na jedynej piaszczystej plaży na wyspie Sangat. Wyspa jest prywatna, a zarazem jest rezerwatem. Cała porośnięta dżunglą. Ośrodek jest tak malowniczo położony, że wszyscy w mig zakochali się w tym miejscu. Na wyspie nie ma nic. Tylko ten ośrodek. Kilkanaście domków z bambusa stojących na palach, recepcja, mini centrum nurkowe, no i oczywiście bar gdzie wieczorami spotykali się wszyscy mieszkańcy

 

Miejsce to nadaje się idealnie do spędzenia czasu np. w podróży poślubnej czy ucieczki do cywilizacji. Spokój, cisza, brak prądu za dnia, totalny brak cywilizacji. Tu można ‘zresetować' nasz umysł i wyciszyć się, aby zdobyć siłę na kolejne lata. Wyspa Sangat należy do archipelagu wysp Calamian, które są przedłużenie bardziej znanej wyspy Palawan.


 

Aloha BeachNurkowania przy wyspie Busuanga


 

Jesteśmy wreszcie w miejscu będącym głównym celem naszej wyprawy. 24 września 1944 roku, 180 amerykańskich samolotów wystartowało z kilku lotniskowców, aby po pokonaniu dystansu 550 km przez 40 minut atakować zaskoczoną japońską flotę zaopatrzeniową. Był to pierwszy atak w historii lotnictwa gdzie samoloty miały tak długi dystans do pokonania. Wiele z powracających samolotów nie dotarło na pas startowy swojego lotniskowca zwyczajnie wpadając do morza z przyczyny braku paliwa. W wyniku tej akcji amerykanie zatopili 24 okręty japońskie, które stanowiły zaplecze magazynowe dla japońskich wojennych jednostek pływających. Większość z nich leży w Zatoce Coron wokół wyspy Sangat. Kilka z zatopionych okrętów do dziś nie została odnaleziona. To, co jest do obnurkowania można by spokojnie podzielić na kilka ekspedycji nurkowych, bowiem niektóre wraki mają długość kilkuset metrów. Większość z zatopionych okrętów była jednostkami zaopatrzeniowymi eskortowanymi przez okręty wojenne, które też poszły na dno. Po obejrzeniu archiwalnych zdjęć w ośrodku Sangat doszedłem do wniosku, iż była to istna rzeź niewiniątek.


 

Zatoka Coron jest stosunkowo płytka. Głęboczek 60 metrów najwięcej. Większość wraków leży w zakresie 16-30 metrów głębokości. Nieliczne maksymalnie na 40 metach. Silne prądy i mała głębokość powodują, że woda słabo się tu oczyszcza i w samej zatoce na wrakach przejrzystość waha się w granicach 9-12 metrów. Rzadko więcej. Na wrakach poza zatoką przejrzystość jest już wyśmienita.


 

Czekoladowe wzgórzaJeszcze tego samego dnia, by wykorzystać maksymalnie czas spędzony w Coron, płyniemy na pierwsze nurkowania na wrak o nazwie Tangat - statek typu cargo, leżący na lewej burcie. Było to nurkowanie późno po południu tak, więc nie mieliśmy już dobrego światła pod wodą, co nie znaczy, że nurkowanie nie było równie emocjonalne. Wrak zaczyna się od 18 i leży maksymalnie na 32 metrach głębokości. Ma on cztery duże ładownie, które można zwiedzać. Dwa duże maszty wystają z pokładu, jeszcze nie złamane. Można tu zrobić 3-4 nurkowania by poznać cały wrak.


 

Kolejny dzień zaczynamy od nurkowania na japońskim frachtowcu o długości 180 metrów i nazwie Kogyo Maru. Wrak leży na prawej burcie. Maksymalna głębokość 34 metry. W jednej z kilku ładowni znaleźć można duże zapasy worków z cementem z potężnym buldożerem. W około pływa dużo ryb plataxów. W zasadzie, jakby ktoś wziął obiektyw makro też będzie mógł zrobić ciekawe zdjęcia. Po wielu latach spoczywania na dnie jest to oaza dla organizmów żyjących w zatoce.


 


Kolejnym odwiedzonym przez nas wrakiem był frachtowiec Olympia Maru. Wrak leży na prawej burcie na 25 metrach i ma 120 metrów długości. Wrak jest bardzo ciekawy, a penetracja w środku dostarcza wielu emocji. Luk z silnikiem jest łatwo dostępny, ale pływając trzeba mieć na prawdę oczy szeroko otwarte gdyż zamieszkuje go nad wyraz dożo skorpen rozmaitej wielkości. Zlewają się tak z kolorami rafy na wraku, że przytrzymanie się wraka nie jest już tak oczywiste. Najpierw trzeba uważnie spojrzeć czy w danym miejscu możemy się czegoś chwycić.


 

Linia brzegowa wyspy SangatKolejnym wrakiem zdobytym przez nasza grupę był Irako. Statek chłodnia. Stoi na stępce na głębokości 40 metrów. Maszt zaczyna się na 16 merach i do niego zaczepiona jest lina prowadząca od boi z powierzchni. Notabene wszystkie wraki w Zatoce Coron są oznaczone bojami tak, więc nawet w silnym prądzie mamy jak wyjść lub zejść. Wrak jest ogromny, ma ponad 200 metrów długości. Można do niego wpływać przez kilka luków. Spokojnie kilka nurkowań można zrobić tylko na tym jednym wraku, a i tak nie wszystko odkryjemy.


 

Tego samego dnia, aby mieć szerszą wiedzę na temat życia podwodnego poszedłem na nurkowanie nocne naprzeciwko naszego ośrodka. Rafa o nazwie Beach Reef opada do około 20 metrów, a później piaszczyste dno łagodnie opada w stronę środka zatoki. Rafa w zatoce nie jest tak piękna jak przy wyspie Bohol. Standardowo, jak się mogłem tego spodziewać, życie makro w porze nocnej jest bogate i różnorodne. Szczególnie upodobały sobie to miejsce Boxer Shrimp.


 

Kolejnego dnia nasza grupa podzieliła się na dwie ekipy. Jedna popłynęła na koniec zatoki sprawdzić nurkowanie w jaskini Cathedral Cave. Ja, w towarzystwie kilku innych nurków, popłynęliśmy na dość odległe nurkowanie na wrak Akitsushima. Był to japoński okręt wojenny przewożący samoloty patrolowe. Nie był to lotniskowiec. Samoloty startowały z pokładu okrętu na specjalnie do tego przygotowanych szynach, a lądowały na wodzie, skąd ogromnym dźwigiem były przenoszone na pokład okrętu. Wrak ten jest chyba najładniejszym ze wszystkich, na których nurkowaliśmy. Leży na lewym boku, głębokość maksymalna 38 metrów, długość 150 metrów. Zrobiliśmy na nim dwa nurkowania. Lina opustowa sprowadza nurków na rufę gdzie po kilku metrach od razu widać na dnie leżący dźwig i działka przeciwlotnicze. Przy dźwigu dom znalazły sobie liczne plataxy. W części rufowej jest ogromna wyrwa, przez którą można wpłynąć do środka. Na śródokręciu znajduje się duża nadbudówka z kolejnymi działkami przeciwlotniczymi i dalej wysoki maszt sterczący w toń. Wracając z pierwszego nurkowania nad prawą burtą nie sposób nie zauważyć wielkich dziur po pociskach.


 

Jedna z zatok wyspy BusuangaDrugie nurkowanie miało inny charakter, bowiem po zejściu po linie opustowej na rufę od razu wpłynęliśmy do środka. Przewodnik ‘przeciągnął' nas po kilku pokładach. Ogrom statku tak na prawdę widać dopiero w środku. Płynąc na śródokręciu nie było widać dna. Po drodze zobaczyliśmy pocisk, który wpadł do środka podczas nalotu, ale nie eksplodował. Przy odrobinie szczęścia można znaleźć łuski bądź nawet cale pociski przeciwlotnicze. Na rufie od razu przykuwa uwagę mechanizm kiedyś kierujący całym dźwigiem. Po drodze niezliczone zaułki, mechanizmy hydrauliczne, różne dawno nie używane mechanizmy sprawiły, że po tym nurkowaniu wyszliśmy na powierzchnie z wielki okrzykiem „Wow!!!".


 

Jeszcze jeden wrak odwiedzony przez nas to Luson Gun Boat leżący przy małej wysepce Luson. Był to ścigacz łodzi podwodnych. Wrak leży płytko i doskonale nadaje się na drugie nurkowanie podczas dnia.

 

Maksymalna głębokość wraku to 10 metrów. Podczas wysokich pływów część wraka wystaje czasami nad powierzchnie. Jest mocno porośnięty przez rafę i, jak nie trudno się domyśleć, delikatnie mówiąc mocno pofatygowany przez warunki atmosferyczne panujące na powierzchni podczas sztormów czy tajfunów. Nurkowanie odbywa się na rafie, a dopiero podczas drugiej części wpływa się na wrak. W zasadzie zwiedza się tam śródokręcie. Pod prawą burtą udało mi się spotkać bardzo rzadkie Mandarin Fish.


 

Jeden z przewodników na FilipinachWspomniane nurkowanie w Cathedral Cave dostarczyło uczestnikom dużo emocji. Szczególnie tym, którzy nie często nurkują w jaskiniach. Na około 8. metrach głębokości jest wejście do jaskini. Wpływa się do ogromnej komnaty, oświetlanej przez promienie słoneczne w otworze sufitu sklepienia jaskini. Bardzo malownicze nurkowanie. Jak ktoś jeszcze nie nurkował w meksykańskich Cenotach to tu może poczuć namiastkę tego nurkowania. Z głównej „hali" jaskini można popłynąć do mniejszej komnaty, ale tam lepiej nie pchać się bez dobrych umiejętności pływalności gdyż jest tam już dość sporo osadów dennych. W głównej komnacie jaskini można się wynurzyć na powierzchnię i podziwiać wspaniałe stalaktyty.

Ważna wskazówka do nurkowań na wrakach w Zatoce Coron: bez przeszkolenia z użyciem nitroxu nurkowania będziemy mieli bardzo utrudnione albo od razu na drugi dzień dekompresyjne. Tu poległy wszelkie niedopowiedzenia sceptyków nurkowych pt. po co mi kurs nitroxowy. Drugie nurkowanie w ciągu dnia na głębokim wraku praktycznie od razu skutkuje dekompresją. Tak, więc zdecydowanie praktyczniej pływa się na nitroxie. Ośrodek w Sangat dysponuje 4 zestawami twin-setów. Nie ma możliwości robienia trimix'ów ale z nitroxem nie ma najmniejszego problemu.


 

Ukoronowaniem naszej ekspedycji było nurkowanie w Barrakuda Lake. Niesamowite miejsce. Można śmiało powiedzieć, że jest to światowej klasy miejsce nurkowe, niezwykle rzadko, bowiem spotyka się taki dziwny twór natury.


 

Barrakuda LakeOkoło 30 minut płynięcia od wyspy Sangat, bliżej miasta Coron jest nieduża wyspa, której widok z pewnością zostaje w pamięci na długie lata. Mi, wyspa ta skojarzyła się ze scenerią do filmu King Kong. Pionowe, ostre skały skutecznie bronią tam wstępu. Nie mniej jednak, jest jedno miejsce gdzie spływają się okoliczne łódki z turystami i nielicznymi nurkami. Podpływając do wyspy od północnej strony można, po dość męczącej wspinaczce i przejściu kilkudziesięciu metrów, zobaczyć słodko-słone jezioro o nazwie Barracuda Lake. Nazwę swą bierze stąd, iż podobno żyje tam jedna gigantyczna barakuda, którą od czasu do czasu nieliczni nurkowie widzą podczas swojego nurkowania. Ile w tym prawdy nie wiem, ale my też jej wypatrywaliśmy. Jezioro jest malowniczo położone. Pionowe ściany opadają prosto do tafli wody. Praktycznie jest tylko jedno miejsce, które pozwala na wejście do wody. Skorzystaliśmy właśnie z niego.


 

Jezioro znajduje się kilka metrów nad powierzchnią morza i jest niezwykle ciepłe, aby nie rzec gorące. Zdecydowanie można tam nurkować tylko w t-shircie. Skafander 7 mm może wręcz wycieńczyć nurka pod wodą.


 

Wchodząc do wody pierwsze, co rzuca nam się w oczy to dużo ślimaków. Charakter dna podobny jak w kamieniołomie, woda słodka, temperatura 28 stopni. Nurkując poniżej 4 metrów woda robi się jeszcze cieplejsza i jest słona. Na 20 metrach głębokości woda jest wręcz gorąca tj. około 38 stopni i taką temperaturę ma do 34 metrów. Poniżej 34 metrów mamy 5 metrów bardzo słabej przejrzystości (może 20 cm). Maksymalna głębokość 39 metrów.


 

W takich nowo odkrywanych zbiornikach wodnych zawsze fascynuje mnie fauna i flora. Czasami przecież są tam zupełnie endemiczne gatunki.

 

Widziałem tu 3 rodzaje ślimaków słodkowodnych, które dobrze też radziły sobie poniżej  słodko-słonej granicy. Coraz bardziej popularne, także w polskich akwariach, argusy. Ryby, które mogą żyć zarówno w słodkiej jak i słonej wodzie. Kilka innych gatunków rybek, które raczej utrzymywały się w zasięgu słodkiej wody, ale widziałem nieliczne osobniki także pływające głębiej. Natomiast po prędkości otwierania i zamykania paszczy tych rybek szybko domyśliłem się, że poniżej tych 5 metrów są bardzo ubogie warunki tlenowe.


 

Zobaczyć tam można także dwa gatunki krewetek, z którymi jest najlepsza zabawa podczas nurkowania. Skorupiaki te najwyraźniej są przyzwyczajone do obecności nurków pod wodą i dość łatwo dają się przekonać do karmienia. Wystarczy potrzeć kawałek skały o skałę, aby zaraz ciekawskie krewetki lub sumiki spłynęły się celem znalezienia czegoś do jedzenia. Co więcej? Tu spróbowałem sztuczki z otwartą buzią. Nie minęło 10 sekund jak krewetka weszła mi do ust i czyściła zęby. Muszę przyznać, że jest to ciekawe uczucie, gdy krewetka podszczypuje język. Zarówno ona jak i ja nie wiedzieliśmy czy możemy sobie zaufać. Na szczęście kolega z kamerą uwiecznił zdarzenie i ile razy to zobaczę tyle razy śmieje się sam z siebie.


 

MałpkaPogoda na przełomie kwietnia i maja w miejscach gdzie bytowaliśmy nie była najgorsza. Owszem zbliżała się pora monsunów tak wiec i nas kilka dni deszczowych zastało, ale nie było najgorzej. Krótkie ulewy, po których szybko wychodziło słońce.

Okolice wyspy Busuanga zdecydowanie polecam w ciemno wszystkim zapaleńcom, którzy lubią nurkować na wrakach. Można tam zdobyć duże doświadczenie nurkowe i spędzić naprawdę miło czas.


 

Powoli odkrywam coraz więcej ciekawostek Filipin gdyż nie była to moja pierwsza wyprawa do tego kraju, a 7300 wysp daje pewne pole manewru i wyboru. Przyszły 2009 rok w maju celem będzie Wyspa Malapascua, jedyne miejsc na świecie gdzie można podziewać Fresher Sharks (tzw. kosogon lub lis morski - rekin z najdłuższą płetwą ogonową).

 

 

Zapraszam i polecam.

Masz pytania?

Wystarczy, że do nas napiszesz lub zadzwonisz:
Bestdivers@bestdivers.pl
Tel. (+48) 601321557 / (+48) 698529073