Trynidad i Tobago » Best Divers
Zainteresowany ofertą?
Zadzwoń na naszą infolinię:
601 321 557
Zamów bezpłatną rozmowę

Trynidad i Tobago

Gorące wschody słońca, ba... prawie parzące, złoto-czerwone zachody, upały sięgające 40°C przy wilgotności powietrza blisko 100% oraz niezrozumiałe nawet dla doświadczonych żeglarzy prądy morskie. Niezapomniana przygoda, egzotyka, folklor, zachwyt i zdziwienie. Rafy i ryby, które dotychczas oglądałem tylko w książkach i magazynach poświęconych nurkowaniu. Wreszcie nagłe, ulewne deszcze - z jednej strony zbawienne, z drugiej uciążliwe do bólu.

English version gb

 

Tak w "dwóch" zdaniach mógłbym opisać wyprawę do mało znanego państwa na końcu łańcucha Wysp Karaibskich, najbardziej na południe wysuniętych dwóch wysp - Trynidad i Tobago. Dalej już Wenezuela w Ameryce Południowej. Nie ma co ukrywać, ze kolejna wyprawa w lipcu 2003 roku była wyprawą pod kątem nurkowania. Myślę, że nie zdziwię tym wszystkich, którzy mnie znają.

 

Wyprawy nurkowe - Trynidad i Tobago


Tobago - to właśnie tam eksplorowaliśmy podwodne dno Morza Karaibskiego. Wyspa, która oderwała się od kontynentu południowoamerykańskiego. Atmosfera na tej wyspie jest zupełnie inna niż na Trynidadzie. Zaledwie 32 km od gwarnego i tłocznego Trynidadu, jednak to tu właśnie Trynidadczycy przyjeżdżają odpocząć.

Zielona wyspa z licznymi wzgórzami, dżunglą i zawsze uśmiechniętymi autochtonami zapewniają niezapomniany klimat dla turystów. Wszystkie przewodniki wspominają o gościnności i uprzejmości Tobagańczyków. Mam na ten temat własne zdanie ale jedno jest pewne - nigdy dla nikogo nie ma tam problemu. Wszyscy wyluzowani, uśmiechnięci i pragnący pomóc w każdej sytuacji zapewniają dobre wspomnienia. Rastamani słuchający głównie Boba Marley'a - oto widok straganiarzy, którzy obecni są tam wszędzie. Każdy z trawką w zębach, ale pod żadnym pozorem nie należy poruszać tematu handlu narkotykami. Kary przerastają nasze rodzime prawo.

Główne miasta wyspy: Fort Milfort - to tam na Crown Point jest jedyne lotnisko, Scarborough, Plymouth, Roxborough i Charlotteville. W tej ostatniej miejscowości zagościliśmy najdłużej.

Wyspa nie jest duża, zatem mamy gwarancje, że żadna wycieczka nie będzie trwała zbyt długo. Na Tobago znajduje się rezerwat leśny. My nazwalibyśmy to dżunglą, ale tam nazywa się to "Tobago Forest Reserve". Rezerwat został założony w 1764r., co czyni go jednym z najstarszych obszarów leśnych pozostających pod ochroną prawną na świecie. Wyjątkowo wilgotna dżungla pozostała prawie nietknięta.

Wszystkich zachęconych wstępem i pragnących odwiedzić to piękne miejsce na ziemi odsyłam do przewodników. Ja korzystałem z tego wydanego przez National Geographic pod tytułem "Karaiby". Jak sama nazwa wskazuje znajdziemy tam opis, wskazówki, porady dotyczące całego archipelagu. Natomiast przewodnik "Diving & Snorkeling Trynidad & Tobago" wydawnictwa Lonely Planet był dla mnie i moich współtowarzyszy wyprawy prawdziwą skarbnicą wiedzy na temat miejsc nurkowych. Bez tego cienko bym widział nasze nurkowania.

 

Po raz kolejny skorzystałem z usług Wojtka Ogrzewalskiego - kapitana, który obecnie trzeci raz opływa świat dookoła. W chwili, kiedy piszę tą relację powinien być gdzieś na Wyspach Galapagos. Po opłynięciu Trynidadu i Tobago Wojtek skierować miał się do Wenezueli, a następnie przez Kanał Panamski na Pacyfik. Kilka wypraw spędzonych na jego statku S/Y Elektra, patrząc z perspektywy czasu, było moimi najlepszymi przygodami wakacyjnymi.

Po tym jak jacht spłonął w 2002 roku u wybrzeży Sycylii, Wojtkowi został wcześniej wybudowany katamaran o nazwie "Flash". To on był naszym domem przez dwa tygodnie podczas nurkowań. Patrząc z boku absolutnie nie wydawał się tak przestronny jaki był wewnątrz. Cztery kabiny dwuosobowe, trzy toalety, mesa, w której w miarę komfortowo sześć osób mogło zjeść posiłek. Akurat tyle liczyła nasza grupa. Pokład dziobowy między pływakami spowodował, że czuliśmy się tam dość komfortowo jak na warunki jachtowe. Naturalnie ten sam jacht przy dodatkowym wydatku rzędu 500 000 USD wyglądałby jeszcze lepiej. Czego brakowało? Klimatyzacji. Co było złe? Tylko i wyłącznie wilgoć, o której już zresztą wspominałem. Jakikolwiek deszcz czy woda morska, która zamoczła coś, co miało być w środku, sprawiało, iż nie wysychało już prawie nigdy. Duchota w kajucie tradycyjnie wyganiała nas na pokład, aby przespać się przez noc na pokładzie na swieżym powietrzu. Niestety środek lipca jest tam porą deszczową i tzw. okresem pozasezonowym, co dla Europejczyka jest iście niezrozumiałe. Zawsze o pierwszej lub drugiej w nocy padał deszcz i wyganiał nas do kajut, ale już z mokrą pościelą. Zaduch i wilgoć były dość dużym dyskomfortem.

Załoga: Wojtek-nasz sternik, kapitan czy kierowca, jak lubił się nazywać i Ewa, któr przyrządzająca wspaniałe potrawy.


Zanim przejdę do opisu miejsc nurkowych, które spenetrowaliśmy, kilka kluczowych informacji. Na wyspę zwaną przez nas TOBAGO, w Londynie mówi się Tobagoł, na miejscu twardo - Tobago, a w lokalnym radiu usłyszałem jak mówili Tobigo. Najbardziej zrozumiałą i przydatną nazwą było anglojęzyczne Tobagoł. Zainteresowanych w kwestii historii, geografii, topografii, klimatu, pieniędzy, gdzie spać, gdzie jeść, co zwiedzać, gdzie pójść odsyłam do przewodników. Ja ograniczę się do informacji na temat komory dekompresyjnej. Zatem główna jest w Port of Spain na Trynidadzie (tel. na miejscu 6232951), a na Tobago znajdziemy takową w Roxborough (tel. 660-4000).

Używając nazw flory i fauny, postanowiłem posługiwać się nazwami angielskimi, gdyż zauważyłem, ze polskie nazewnictwo nijak się nie przyjmuje wśród nurków rekreacyjnych, odwiedzających najdalsze zakątki wód tropikalnych. Przykład? Znana wszystkim bardziej zaawansowanym nurkom rodzina ryb strzępielowatych. Nazwa angielska "grouper", polska "graniec", ale wiele osób twardo mówi na nią strzepiel, a ostatnio słyszałem w programie telewizyjnym National Geographic "granit". Nazw łacińskich prawie nikt nie pamięta, dlatego najpraktyczniejsze wydaje się stosowanie nazw angielskich, dzięki którym na 100% dogadamy się na całym świecie.
 

Ostatnia sprawa: żadne badania, szczepionki, pozwolenia na nurkowanie nie są tu wymagane. Jedyna niespodzianka to 100TT (dolary tobagańskie), które musimy zapłacić, jeśli chcemy wejść na lotnisko, aby wrócić do Kraju. Tzw. ostatnia tobagańska niespodzianka.

Uff.. Przeszedłem przez najbardziej męczący mnie fragment relacji z wyprawy tj. wstępu. Teraz oddaje się wspomnieniom na temat nurkowania.

Nie było to ostatnie miejsce, które chciałbym zobaczyć w moim życiu przed śmiercią, ale kolejne doświadczenie, które ugruntowało moją wiedze na temat flory i fauny Atlantyku i morza tropikalnego. Przecież dokładnie miesiąc wcześniej nurkowałem na Lofotach w Norwegii - też w Atlantyku. Tu mogłem porównać życie tego samego oceanu na pograniczu z Morzem Karaibskim. Stały wiatr Pasat wiejący od strony wschodniej Atlantyku tworzy równą falę płynącą w tym samym kierunku, czyli do Karaibów. Natomiast prądy Morza Karaibskiego na północnej stronie wybrzeża Tobago płynęły w przeciwnym kierunku. Jakież to dziwaczne zjawisko obserwować i odczuć na własnej skórze fale płynące naprzeciwko siebie i walczące prądy morskie mogące przy najmniejszym błędzie rzucić na skały nasz jacht. Niektóre miejsca nurkowe powodowały, iż czułem się jak chorągiewka na wietrze, ale to tu właśnie spotkać można największe korale mózgowe. Sądzi się nawet, iż koralowiec mózgowy na nurkowisku Kelleston Drive (wschodnia część wyspy Little Tobago) jest największym takim organizmem widzianym przez człowieka na świecie, a na pewno w Morzu Karaibskim.

 

Wyprawy nurkowe - Trynidad i Tobago

Pierwsze nurkowanie w Morzu Karaibskim. Jakże na nie czekałem. Wiedziałem, że to jeszcze nie będzie tak wyśmienite, dlatego nie brałem nawet aparatu fotograficznego i jak zwykle po kilku minutach nurkowania tego żałowałem. Ryby pozowały jak modelki w studio fotograficznym. Warto wspomnieć, iż przejrzystość wody w tej części wyspy jest gorsza niż w północnej części. Dlaczego? Z Wenezueli do morza wypływa rzeka Oroinoko niosąca mnóstwo osadów, pyłów, odpadów organicznych i nie tylko. Zatem nurkowania na Trynidadzie są znacznie gorsze pod względem przejrzystości wody. Podobnie sytuacja wygląda od południowej strony Tobago. Przecież to tylko 32 km od Trynidadu. Im dalej na północ tym woda robi się coraz bardziej przejrzysta. Dlatego najlepsze nurkowiska znajdują się na północnej cześci wyspy. Są tam też mniejsze wysepki i skały należące do Tobago. W wielu miejscach są to nurkowania ciężkie ze względu na silne prądy. Bywają miejsca wręcz niebezpieczne. Silne prądy płynące w kierunku dna mogą nabawić nielada strachu już od samego opisu miejsca w przewodnikach nurkowych, a gdy zobaczy się to na własne oczy adrenalina daje znać o sobie. Chwila nieuwagi i możemy znaleźć się w Wenezueli szybciej niż nam się wydaje.

"Store Bay" i później "Arnos Vale" to nasze pierwsze nurkowiska. Przejrzystość słaba, ale mnóstwo ryb. Od razu obfitość i odmienność koralowców w stosunku do Morza Czerwonego, gdzie nurkowałem wiele razy, przykuła moja uwagę. Jedna myśl zrodziła mi się wówczas - jeśli tak będzie w pozostałych miejscach, to nie będzie źle. Jakżesz się myliłem. To było dopiero preludium.


19 lipca płyniemy od zachodniej strony wyspy w kierunku północnym. Pływanie jachtem, a tym bardziej nurkowanie po wschodniej stronie Tobago jest ciężkie. Atlantyckie fale i mała atrakcyjność tamtej strony wybrzeża zniechęca nurków.

 Wyprawy nurkowe - Trynidad i Tobago

"Culloden Bay" to kolejne miejsce nurkowe. Zdaje się, że tu nie trafiliśmy dokładnie w to miejsce, które było opisywane w przewodniku. Trafiliśmy na podwodną łąkę miękkich koralowców. Głębokość nie przekraczała 10 metrów, a duże falowanie targało nami pod woda jak liśćmi na wietrze. Jak nie trudno się domyśleć ryb też było jak na lekarstwo.

Nasz plan zakładał dopłynięcie to zatoki "Englishman Bay". Niestety zbyt duże fale nam to uniemożliwiły. Schowaliśmy się w malowniczej zatoce o nazwie "Castara Bay" u podnóża miasteczka o tej samej nazwie. Tu robiłem nurkowanie nocne. Ciągle falowanie dawało o sobie znać pod wodą. To miejsce było chyba najlepszym ogrodem koralowym, które oglądałem dotychczas. W nocy mnogość krewetek i krabów uderza swoją kolorystyką. Za dnia spotkaliśmy olbrzymie płaszczki, za którymi można ganiać po całej zatoce. Pamiętam, iż pod jachtem na głębokości około 8 metrów z powierzchni zobaczyłem coś jakby stare drzwi. Gdy moja nurkowa ciekawość zaprowadziła mnie na dno z aparatem fotograficznym okazało się, że widziałem i sfotografowałem największą płaszczkę, jaką widziałem dotychczas w moim życiu. Prawdziwa "krowa", która unosząc się z dna zrobiła taki kocioł jak stado uciekających antylop Gnu.


North Point, Long Rock przy ujściu z zatoki "Pirate's Bay" to miejsce gdzie pierwszy raz silny prąd dał o sobie znać. Jacht zacumowany na najbardziej wysuniętej skale od strony zachodniej. Pod wodą wiało jak diabli, ale nurkowanie bardzo ciekawe. Pierwszy raz zobaczyłem ciekawe kształty ryb smooth trunkfish, slender filefish, a blue chromisy uświadomiły mi, że to już nie Morze Śródziemne i nie spotkam tu wszechobecnych czarnych rybek, które snują się we wszystkich zakątkach tamtych mórz. Tu barwy tego samego gatunku są - jakby to określić - karaibskie? Dobrnęliśmy już prawie do celu, a mianowicie północnej części wyspy. Po kilku dniach nurkowań powoli mamy kierować się w stronę lotniska, aby znowu wrócić na nasz padół codzienności.

 

Wyprawy nurkowe - Trynidad i Tobago

"Rocky Mountain Low" - nazwa brzmi jak tytuł piosenki Led Zeppelin. Miejsce bardzo dziewicze. Mam wrażenie, że rzadko odwiedzane przez płetwonurków i rzeczywiście pod wodą nie spotkałem ani jednego złamanego koralowca, które jak wiemy są charakterystyczne dla miejsc nurkowych. Niesamowite ogrody koralowców. Ryby zupełnie nieprzepłoszone przez tabuny płetwonurków, co często można zaobserwować w Hurghadzie w Morzu Czerwonym. Na głębokości 20 metrów wspaniała, olbrzymia langusta pozowała do zdjęcia jak modelka. To niesamowite. W Chorwacji widywałem zwykle dwa wąsy languście wystające gdzieś z dziury w skale, a tu langusty spacerują po dnie jak nasze rodzime raki. To nurkowanie odbyło się u brzegów wyspy "St. Gilles Islands", która jest rezerwtem ptaków. Mam wrażenie, że tylko fregat. Tu po raz pierwszy zobaczyłem fregaty i po raz pierwszy tak wielkie ilości tych wspaniałych ptaków. Miałem wrażenie, że cofnąłem się w czasie o miliony lat w wstecz. Tak wielkie wrażenie zrobiły na mnie te ptaki, które kształtem przypominają pterodaktyle z książek edukacyjnych o dinozaurach.

 

Po drodze mijaliśmy wyjątkowo malownicze skały. Jedna z nich nosiła nazwę "London Bridge" i jak nazwa wskazuje istotnie miała coś z mostu. Już gdy mijaliśmy to miejsce wiedziałem, że takiego miejsca nie można odpuścić i koniecznie trzeba tu zanurkować. Było to nurkowanie dość blisko wyspy St. Giles Islands, ale miało ono zupełnie innych charakter. Nurkowanie to wymagało sporej kondycji i nie polecam tego miejsca dla nurków początkujących szczególnie, gdy morze jest niespokojne, a w takich warunkach przyszło nam właśnie nurkować. Silne prądy połączone z dużymi falami zmusiły kapitana do ‘wyrzucenia' nas do wody w znacznej odległości od skały. Nietrudno się domyśleć, że płynięcie do brzegu w silnym prądzie przy znacznych falach wyczerpało niektórych z nas w sposób dość zasadniczy, a odpocząć na powierzchni nie można, bo prąd znowu znosi w morze. Dałem znak do zanurzenia. Odpoczniemy pod wodą. No i jak to zwykle bywa widoki pod woda skutecznie odstawiają na bok wszystkie problemy. Zapominamy o zmęczeniu i oddajemy się urokowi wspaniałych, niemalże pionowych skał. Tu można robić naprawdę głębokie nurkowania. Przejrzystość wody nie była tak wspaniała jak byśmy sobie tego życzyli, ale formacje skał pod wodą zapierały dech w piersiach.

"Flying Manta" to kolejne miejsce, które miało nam przynieść niezapomniane wrażenia. Jak nazwa wskazuje w tym miejscu jest największe prawdopodobieństwo spotkania mant i tak rzeczywiście jest, ale w sezonie. Teraz silne falowanie i obfite deszcze w jakiś sposób spowodowały migracje tych zwierząt w inne miejsce. Niemniej jednak miejsce piękne. Południowa strona wyspy Little Tobago. W tym miejscu lokalne centra nurkowe często przywożą gości na płytkie nurkowania, gdzie jest największe prawdopodobieństwo spotkania mant. To tu także przypływają codziennie tzw. ‘botom glass boats' - łodzie ze szklanym dnem, przez które można obserwować życie podwodne. Dodatkową atrakcją jest wejście w dżungle w tym miejscu. Tylko z przewodnikiem. Jest to ścisły rezerwat przyrody, a na dodatek światowa atrakcja dla ornitologów. W XVIII wieku ówczesny właściciel wyspy, miłośnik ptaków sprowadził w to miejsce kilkaset gatunków ptaków tropikalnych niespotykanych nigdzie indziej w tej części świata. Sami przyznacie nielada gratka dla fascynatów. Któregoś ranka udało nam się podłączyć do jednej z takich grup. Przewodnik nie robił problemu. Okazało się, że w czasie kiedy nurkowaliśmy w okolicach odbywał się na Tobago zjazd ornitologów i my właśnie podłączyliśmy się do tej grupy. Szał i emocje, jakie u poszczególnych osób wywoływał widok jakiegoś kanarka był niebotycznie większy w porównaniu z koncertami Elvis'a Presley'a w latach 60. My ze znanych nam odgłosów ptaków, bez trudu rozpoznaliśmy bardzo dobrze nam znaną, a tu uchodzącą za egzotyczną, kurę. No cóż każdy ma swojego "fioła".
Miejsce nurkowe jest tu bardzo atrakcyjne, ale i niebezpieczne. To właśnie jedno z tych, gdzie zdradliwe prądy mogą porwać nierozważnego nurka w morze lub głęboko w otchłań. Faktycznie tak było. Prąd powierzchniowy w zupełnie przeciwnym kierunku niż denny. Na głębokości 30 metrów półka rafowa opada do głębokości 40 metrów, głębiej już tylko piach smagany silnym prądem wciągającym w dół. Piękna rafa koralowa z mnóstwem ryb i koralowców, których nie wdziałem w innych miejscach.

 

Wyprawy nurkowe - Trynidad i Tobago

Kolejne nurkowisko "Kelleston Drive" jest w zasadzie przedłużeniem "Flying Manta". Wyjątkowo tylko dla doświadczonych nurków ze względu na silne prądy. Wejście do wody jest na wschodnio-południowym cyplu wyspy Little Tobago. Od wschodniej strony wyspy prąd płynie w kierunku południowym, a od południowej strony prąd płynie w kierunku zachodnim. To tu właśnie mieszają się wody Atlantyku i Morza Karaibskiego. Pod wodą wieje, iż momentami trzeba było się podciągać na skałach i koralowcach, aby nie zostać porwanym jak liść na wietrze. Prądy podwodne wspaniale ukształtowały tu dno morskie. Góry piasku niczym wydmy poprzeplatane rafami. Niesamowite widowisko. Tradycyjnie w miejscach z tak płynącą wodą spotkać można grupy ryb: Black Jack, Grey snaper, ale i ze względu na obecność piasku flądry - Peacock flounder.

 

Kolejne miejsce nurkowe było już bliżej głównej wyspy. Naprzeciwko miejscowości Speyside widać wysepkę Goat Island. Tam jest wspaniałe miejsce nurkowe o nazwie "Japanese Garden". a jego przedłużeniem jest inne miejsce nurkowe "Angel Reef". Znowu nazwa zasugerowała nam, iż może być to niezapomniane nurkowanie. Wspaniały ogród koralowy, niesamowita ilość ryb. Dużo tych samych gąbek, które widywałem także w Adriatyku. Charakterystyczne ryby Morza Karaibskiego: Whitespotted filefish, French angelfish, Trumpetfish. Rewelacyjna przejrzystość wody dzięki prądom atlantyckim. Tak czystą wodę widziałem tylko raz u wybrzeży Malty.

 
23 lipca totalne załamanie pogody zatrzymało nas na półtora dnia w zatoce u stóp miasteczka Speyside. No, ale przecież czasu nie będziemy marnować. Nocne nurkowania są zawsze atrakcyjne. Przy małej ilości koralowców i miejsc, gdzie mogły schować się jakiekolwiek zwierzęta widziałem niewspółmiernie dużo langust, no i oczywiście dużo świecącego planktonu. To tu, w zatoce "Anse Brisant" sfotografowałem ślimaka - porcelankę karaibską o nazwie Fingerprint cyphoma. My nurkowaliśmy tu z konieczności i nie polecam tego miejsca. Kolejne nocne nurkowanie w zatoce "Pirates Bay" było o tyle uciążliwe, że wciąż rozbujane morze sprawiało kłopoty przy fotografii makro - szczególnie na płytszych częściach zatoki. Dodatkowo bliskość miasteczka Charlotteville spowodowała spadek przejrzystości wody.

Zaczynamy wracać w kierunku lotniska. Teraz wiatr wieje nam w plecy. Szybujemy po falach aż miło. Kolejne miejsce w tej samej zatoce, ale przy skale na południowej stronie zatoki zwie się "Booby Island". Byłem znowu zdumiony. Tak blisko miasteczka, a przejrzystość wody rewelacyjna. Młode żółwie żerujące na rafie, wspaniałe stada blackbar soldierfish, myszkujące wśród koralowców drumfish'e. Rafa kończy się na głębokości 20 metrów. To miejsce jest idealne dla początkujących nurków. Wspaniałe koralowce, obfitość ryb i brak jakichkolwiek prądów podwodnych.

Dzień później opuszczając już zatokę piratów nurkowaliśmy przy kilku skałach w mniejszej zatoczce "Man'o War Bay". Nurkowanie było trudne ze względu na duże fale rozbijające się na pobliskich skałach. Do tego prąd wciągający na skały mógł przy błędzie nawigacyjnym z łatwością roztrzaskać jacht lub wciągnąć nurków na skały. Na głębokości 30 metrów rafa się kończy i w tym miejscu dom znalazły sobie kolonie Yelloowhead jawfish. Mała rybka, która szybko chowa się w piach, a gdy zagrożenie mija natychmiast wystawia łeb. Wspaniałe stado "snaperów" z charakterystycznym czarnym paskiem wzdłuż ciała przypominało mi ciągle, że jestem jednak na innej długości geograficznej. Wynurzenie możliwe tylko z bojką dekompresyjną z dala od skał. Kolejny raz przekonałem się, że do nurkowania w morzu kołowrotek i boja deco są po prostu niezbędne.

 

Na noc płyniemy do "Bloody Bay". Po drodze nie sposób nie zauważyć wspaniałych formacji skalnych "Sisters' i ‘Brothers Rocks". My nurkujemy przy tych drugich od południowej strony. Cóż można rzec? Coś niesamowitego. Ściany pionowo opadające do głębokości 50-80 metrów. W tym miejscu zobaczyłem po raz pierwszy rybę o nazwie Tarpoon. Ryby te dorastają do 2 metrów długości, są często mylone z rekinami, a samice składają 13 milionów jaj. Ryba ta ma niesamowity dar walki, gdy zahaczy się na wędkę. Wiele z nich zrywa się i dobrze, bo smak mięsa tej ryby jest zdecydowanie niegodny polecenia. Stada tych ryb powolnie pływają wokół "Brother's". Ryba ta trzyma się raczej bliżej powierzchni wody, dlatego łatwo ją wypatrzeć. Podczas tego nurkowania widziałem też olbrzymią murenę zieloną, niezliczone ilości Trumpetfish, które określiłbym jako symbol Morza Karaibskiego.

 

Wyprawy nurkowe - Trynidad i Tobago

Nurkowanie w zatoce „Bloody Bay" to już inna para kaloszy. Do tej zatoki wpływa rzeka o nazwie Bloody River. Przejrzystość słaba, ale duża ilość krabów, krewetek i langust. Ujście rzeki ściąga też duże drapieżniki jak barrakudy. Poniżej 15 metrów głębokości koralowce mają ciężkie życie. Woda słodka płynie dołem ciągnąc za sobą stare drzewa, liście, odpady organiczne dżungli i praktycznie koralowców tam nie ma. Natomiast olbrzymie stada małych ryb znalazły tu doskonałe warunki do wzrostu.

"Sister's Rocks" to kolejne wspaniałe miejsce do nurkowań głębokich. Tu widuje się rekiny. Woda wyśmienita. Gańce, langusty, kalmary, spora ilość pordzewiałych kotwic. Jednak największą atrakcją było towarzystwo delfinów płynących przed dziobem naszego katamaranu przez pół godziny. Niekiedy mogliśmy niemalże dotknąć ich radosne noski. Nagle w jednej chwili wszystkie zawróciły w kierunku "Sisters" jakby wyczuwając bliskość człowieka i sieci, bo faktycznie byliśmy już coraz bliżej typowo karaibskiej piaszczystej zatoki z palmami kokosowymi "Englishman Bay". Ze względu na duże falowanie znowu miałem spory kłopot, aby ustawić się dobrze do fotografii makro podczas nurkowania nocnego. Niemniej udało mi się sfotografować Arrow Crab'a, który upolował jakiegoś robaka zwabionego przez światło mojej latarki. Niezapomniane widowisko.

Za dnia nurkowaliśmy z północnej części zatoki. Piękny ogród koralowy opadający powoli w stronę ujścia zatoki. Olbrzymie stado Southern Sennet pływało wokół nas jak widuje się to na filmach o życiu podwodnym. Łatwo tą rybę pomylić z barakudą i przyznam się, że na początku nawet ja myślałem, iż mam do czynienia z młodymi barakudami. Piękna nakrapiana ogończa Eagle Ray wypłynęła jak łódź podwodna z ustępu skalnego, a French Angelfish'e  z zaciekawieniem śledziły każdy nasz ruch.

Każde kolejne nurkowanie miało już być coraz bliżej południowej części wyspy, zatem liczyliśmy się z tym, że przejrzystość będzie coraz gorsza. Na środku zatoki "Arnas Vale Bay" wystają podwodne skały, które praktycznie można wypatrzeć dopiero, gdy rozbiją się o nie fale. Przy spokojnym morzu podejrzewam jednak, że może być problem z ich zauważeniem. Widać, że jesteśmy coraz bliżej głównej części wyspy. Pod wodą śmieci, opony, jakieś krzesła, ale naturalnie podwodne organizmy zaadoptują każdy skrawek na swój dom.

 

Wyprawy nurkowe - Trynidad i Tobago

Zamknięciem wyprawy nurkowej na Tobago miało być nurkowanie na wraku "Maverick". Musielismy go tylko znaleźć, a nie było to takie proste. Wiedzieliśmy tylko, że miejsce jest obojowane, ale różnych boi sieciowych było tu dziesiątki. Udało nam się.

M/V Maverick zatonął w kwietniu 1997 r. MV Scarlet Ibis, bo tak się wcześniej nazywał, to 106 metrowy prom samochodowy. Miał zadanie przez wiele lat przewozić pasażerów między Port of Spain na Trynidadzie do Scarborough na Tobago. Po zasłużonych latach firma Tidco & Private Enterprise wykupiła prom, aby przygotować go do sztucznego zatopienie u wybrzeży Tobago. Wszelkie materiały mogące zagrażać ekosystemowi podwodnemu, a także bezpiecznemu nurkowaniu zostały zdemontowane, wypompowane i definitywnie wyeliminowane z tego miejsca. Prom był przyholowany na wysokość przylądka Mt. Irvine i tam zatopiony. Niespełna kilka godzin później Scarlet Ibis zaczął swoje drugie życie jako sztuczna rafa i wówczas został nazwany Maverick. Cała idea zatopienia promu, aby stworzyć sztuczna rafę była monitorowana przez naukowców, oceanografów i nagłaśniana na całym świecie pod hasłem najbardziej efektywnej metody stworzenia sztucznego ekosystemu w możliwie krótkim czasie. Struktura tego wraku dostarcza schronienie niezliczonej ilości małych ryb, które przyciągają większe drapieżniki. Koralowce obrosły niemal wszystkie miejsca na wraku, a dodatkowo jest to jedna z lepszych atrakcji nurkowych w tej okolicy.
Maksymalna głębokość wraku 31 metrów. Wrak jest oznaczony okrągłą boją, a dodatkową informacją niech będą dla innych, znane nam już dane z GPS'a: N 11°12,17' i W 60°48,31'. W tym miejscu, jeśli zdarzają się prądy, to są one bardzo słabe, zatem zarówno początkujący jak i doświadczeni nurkowie znajdą tu coś dla siebie. Często widuje się tu olbrzymie barakudy.

 

31 lipca kończy się nasza przygoda na Tobago. Wyjątkowy upał doskwierał nam tuż przed odlotem. Kończąc tą relację stwierdzam, że charakterystyczne organizmy tych wód to: Trumpetfish (polska nazwa to fistulka) - charakterystyczna podłużna rybka, wdzięczna do fotografowania, występująca na każdym nurkowisku; French angelfish - bardzo ciekawska, a na dodatek dorosła ryba różni się od młodej, a młoda jeszcze bardziej od pierwszej formy kolorystycznej (trzy różne ubarwienia w różnym stadium rozwoju), Barrel sponge - olbrzymie gąbki w kształcie beczki, twarde i malownicze, wtopione w krajobraz morza na każdym miejscu; Spiny lobster - langusta, której w innych miejscach świata trzeba szukać, tu występująca w dużych ilościach i gatunkach; Arrow crab - malutki pająk, który szczególnie uaktywnia się w nocy i jest wdzięcznym modelem do fotografii makro.

 

Bez dwóch zdań warto wybrać się do Tobago. Miejsc nurkowych jest dużo, a wyspa malownicza. Nawet w porze deszczowej jest tu upalnie. Woda ma temperaturę 28-29 stopni Celsjusza. Cóż więcej trzeba, aby spędzić wspaniałe wakacje? Może tylko trochę więcej szczęścia, aby zobaczyć manty.

 

 

Galeria zdjęć:

 

Tekst i zdjęcia: Rudi Stankiewicz
Współpraca: Romek Puchała

Masz pytania?

Wystarczy, że do nas napiszesz lub zadzwonisz:
Bestdivers@bestdivers.pl
Tel. (+48) 601321557 / (+48) 698529073